poniedziałek, 1 grudnia 2008

Sztuka umierania

W związku z ostatnim pomysłem PO pod tytułem: „testament życia”, co ma polegać na spisaniu za życia wyrażenia zgody na odłączenie od aparatury podtrzymującej życie, przypomniała mnie się historia związana z odejściem znajomego mi małżeństwa, moich przyjaciół.

Byli to ludzie wysportowani, kochający życie, myślistwo, sporty wodne, żyli pełnią życia, mieli jednak jeden mankament – palili papierosy w ilościach przekraczających wszelkie normy (jeśli takie są!).

Pierwsze skutki odczuł kolega w latach osiemdziesiątych, lekarze wykryli raka płuc.

Więc operacja, wycięcie jednego płata płuc, kuracja lekami i walka o życie za wszelką cenę.

Nawet rezygnacja ze zwolnienia lekarskiego, chodził do pracy, udawał, że wszystko już jest dobrze.

Minęło kilka miesięcy i okazało się, że są przerzuty na mózg.

Znowu operacja, znowu leki. Dalej chodził do pracy, nie miał siły pracować, jednak koledzy z pracy też udawali, że wszystko jest tak jak było.

Mógł markować pracę, był wice dyrektorem miał własny gabinet, stawiał fotel blisko drzwi, siadał i wysuwał nogi w taki sposób, że jeśli ktoś wchodził to go budził i nie musiał widzieć śpiącego i cierpiącego dyrektora.

Dalej walczył o życie, jednak rak nie dał zapomnieć o sobie, następne przerzuty, następna operacja, leki.

Śmierć jednak nie wzięła pod uwagę ani jego apetytu na życie, ani woli walki, ani starań lekarzy. Odszedł po kilkunastu miesiącach od pierwszego rozpoznania choroby, był to czas ciągłego strachu i bólu.

Minęło blisko dwadzieścia lat.

Tym razem zapadł wyrok na jego małżonkę, rozpoznanie takie samo – rak płuc.

I tym razem operacja, wycięcie płata płuc a dalej reakcja chorej już zupełnie inna.

Odmówiła przyjmowania chemii, nie skończyła z paleniem papierosów przypalała jednego od drugiego, nie rezygnowała z drobnych przyjemności które podobno miały jej szkodzić.

Pogodnie podchodziła do tego co miało nastąpić, była pełna humoru i potrafiła cieszyć się z ostatnich dni.

Na kilka tygodni przed śmiercią obchodziła imieniny, zadzwoniłem z życzeniami i wtedy pierwszy raz postawiła mnie w sytuacji z której nie potrafiłem wyjść, spytała ze śmiechem czego konkretnie jej życzę, no powiedz Wiesiek czego mi życzysz?!

Jej czas od diagnozy do śmierci też trwał kilkanaście miesięcy, jednak zaznała mniej strachu i bólu.

Więc może ten pomysł PO to dobry pomysł?


1 komentarz:

Donata pisze...

ja też palę
no może ciut mniej niż ona
pozdrawiam