sobota, 28 lutego 2009

Do lekarza marsz!

Zdrowie nie jest dane raz na zawsze, zmusza to do odwiedzin w gabinecie lekarskim.
Więc i mnie to spotkało. Nie pierwszy raz, dorobiłem się takiej własnej choroby, choroby niezbywalnej, raz jest aktywna innym razem czeka w ukryciu na sprzyjającą okazję i taka się właśnie nadarzyła.
Moje choróbsko od wielu lat jest dobrze opisane przez lekarzy - walczyli z nim trzy razy w szpitalu z dobrym skutkiem. W kartach informacyjnych z wypisów szpitalnych jest diagnoza, terapia i wszystko co może ułatwić przyszłe leczenie.
Tak to więc z tymi papierzyskami udałem się do lekarza rodzinnego, naiwnie myśląc, że zapisze mi leki, nic z tych rzeczy.
Dostałem skierowanie na badanie krwi, po kilku dniach z wynikami znowu zameldowałem się w gabinecie lekarskim. Lekarz uznał, że krew nie jest taka zła (jak na siedemdziesięciolatka).
Dostałem skierowanie do specjalisty.
W rejestracji przychodni specjalistycznej wyznaczono mi wizytę za kilka miesięcy, po kilku kolejnych dniach doszedłem do wniosku, że ja mam się coraz gorzej, natomiast choroba coraz lepiej.
Znowu wizyta u lekarza rodzinnego, zasugerowałem lekarzowi wypisanie lekarstw – słyszałem, że podobno lekarze idą na taki układ, stało się inaczej.
Lekarstw nie dostałem, ale drugie skierowanie do specjalisty z adnotacją pilne.
Pełen nadziei idę na wizytę, a tam znowu rozczarowanie. Lekarstw nie wypisano, za to jest następne skierowanie na badania, oczywiście nie muszę wspominać, że to znowu trwa.
Badania przypominają średniowieczne torturki, po badaniu dostałem do ręki zaświadczenie potwierdzające diagnozę sprzed lat oraz informację, że za kilka tygodni mam się zgłosić po resztę wyników.
Niepoprawny optymista mknę z zaświadczeniem do specjalisty, już w rejestracji zostałem sprowadzony na ziemię – przyjmą mnie jak będę mieć wszystkie wyniki badań.
Tym to sposobem ja czekam, choroba nie.
Chętnie lekarstwa bym kupił bez recepty, ale tak się nie da, są tylko na receptę.
Tym to sposobem trwa już to kilka miesięcy, czy potrzebnie?
Wspomnę jeszcze, że lekarze lubią się spóźniać nawet po kilka godzin, kolejki w takim układzie muszą być.
I tak się zastanawiam, to obowiązujące procedury, a może zmuszenie delikwenta do udania się do prywatnego gabinetu, może rozwiązanie problemu emerytów?
Gdybyż taki emeryt umierał w dniu przejścia na emeryturę, ile by państwo zaoszczędziło, ile więcej mogłoby wydać na pasożytujących urzędników, jeśli im zdarzy się zachorować nie czekają w takich kolejkach.
A oni nic a nic, wcale nie poczuwają się do spełnienia obywatelskiego obowiązku służenia ojczyźnie, żyją i żyją.

2 komentarze:

Donata pisze...

do lekarza trzeba chodzić zdrowym
bo jak chory może tyle wytrzymać w kolejce?
ja nie chodzę bo nie mam zdrowia i nie chcę psuć sobie systemu nerwowego ;-))
sama sobie jestem lekarzem
pozdrawiam serdecznie

Donata pisze...

a ile to ludzi odchodzi zanim doczeka emerytury