sobota, 30 sierpnia 2008

Przeznaczenie?

przeznaczenieCzy naszym losem, życiem ktoś cały czas zarządza, ma na to czas i ochotę? W jakim celu?

Dlaczego jeden umiera nawet przed narodzeniem, inny dożywa bardzo sędziwej starości?

Zaczynam wątpić, że rządzi tym jedynie przypadek, bo czy przypadki decydujące o naszym życiu mogą się wielokrotnie powtarzać, pewnie jednak nie, czy ktoś kilkakrotnie trafił szóstkę w totalizatorze – nie słyszałem.


Ale do rzeczy.

W moim życiu było właśnie kilka trafień takiej szóstki, szóstki o wiele bardziej wartościowej niż kilka jakichś przyziemnych milionów, były to szóstki na miarę życia.


Pierwszą szóstkę miałem będąc jeszcze w wózku, rok 1939 wrzesień. Moja Matka ucieka wraz z moją siostrą i zemną w wózku (1,5 roku) z Łomży do Warszawy, już w swoim życiu miała okazję poznać Rosjan więc wolała Niemców. Po drodze pijany sołdat postanowił zastrzelić coś takiego w wózku, z trudem, ale jakoś wyperswadował mu to Żyd który wiózł nas furmanką, ciekawe, ale on też wolał towarzystwo Niemców, jak historia pokazała, niestety się zawiódł.

Zostać w Łomży nie mogliśmy, ojciec pracował w prokuraturze, matka nauczycielka , nie wróżyło to niczego dobrego.


Więc Warszawa, okupacja jak okupacja, lecz potem Powstanie.

Już samo przeżycie Powstania było nie lada osiągnięciem, ale ja kusiłem los.

Ojciec był zajęty walką, siostra też coś robiła, matka też, a ja miałem pełną labę!

Jednym z moich ulubionych zajęć było wysłuchiwanie ryku krowy, następnie szybko na ulicę zbierać spadające i jeszcze parzące w ręce odłamki pocisków. Nieraz musiałem przekładać je z dłoni do dłoni bo skóra zaczynała skwierczeć. Jak w oczach dziecka były piękne!

Lśniły całą gamą kolorów tęczy i ten połysk. W pokoju stał stolik z blatem mosiężnym, a na nim cała sterta takich pięknych lśniących i kolorowych zwiastunów śmierci z wielkim moim zaangażowaniem uciułanych.


Inni siedzieli po piwnicach, jak usłyszeli złowieszczy głos chowali się, a mimo to część ginęła.

Więc czyż nie wygrałem następnej szóstki?! Czyż nie wygrywałem jej przez 63 dni?!


Nie wiem, czy przebiegnięcie na drugą stronę ulicy pod obstrzałem km. można zaliczyć do szóstek?

Więc to zostawmy.


Olsztyn, jest rok 1945 i kilka następnych, dzieci mają tyle wspaniałych zabawek, amunicja, granaty, miny, rewolwery, karabiny, do wyboru do koloru, ilości też nieograniczone.

Więc zbieramy, rozbieramy, detonujemy, rozwalamy mury spalonych budynków, pomysłowość dziecka nie zna granic.


Części się to udaje, części nie.


Z każdej kolonii wracało kilkoro dzieci mniej do domów, jak byłem w Pieckowie to czworo, a z Fromborka nie wróciła do domu trójka dzieci, na takim turnusie było około dwudziestu dzieciaków.


A teraz moje szóstki:

Znalazłem „wspaniałą” rzecz do zabawy, miało to kształt dysku, wielkość dużego talerza,

czarne, z obu stron okrągłe aluminiowe ryflowane talerzyki, miejsce na podłączenie kabla.

Zabawa była przednia, było ciężkie więc pięknie się toczyło. Jednak ciągle myślałem co to za wspaniałe urządzenie i co będzie robić jak podłączę do prądu. Jakoś tak dziwnie się złożyło, że przez bodaj trzy tygodnie nie trafiłem na odpowiedni kabel.


Całe szczęście przyjechał stryjek, odebrano mi zabawkę która okazała się miną przeciwczołgową,

a tak było wspaniale!

To też zaliczam do wygranej szóstki.


Widać coś mnie ciągnęło do tych urządzeń co niszczą czołgi, bo następnym moim „osiągnięciem” było rozcięcie wzdłuż siekierą głowicy tz. pięści pancernej (pancerfaust).

Po co? Jak to?! Tam był trotyl, pięknie się palił, a może jakoś zdetonować też by się udało.

Więc przystąpiłem do dzieła i w pocie czoła pewnie po jakiejś godzinie rozłupałem to to, trotyl był mój!


Do dzisiaj dumam, dlaczego żyję? Może ten pocisk był montowany przez jakiegoś Polaka i dopuścił się sabotażu? A jeśli montował go precyzyjnie jakiś Niemiec, to dlaczego nie detonował?

Znowu szóstka!


Miałem kolegę z którym chodziliśmy do lasu, podczas jednej z wycieczek trafiliśmy w lesie jakiś drewniany dworek myśliwski, a w nim gniazdo szerszeni.

Co robią tacy chłopcy jedenastoletni, jak zwykle nic mądrego. Więc zaczęliśmy rozbierać gniazdo, po kawałku, podziwiając jak jest zbudowane i poszukując miodu, szerszenie łaziły po gnieździe, po nas, dlaczego żaden nas nie użądlił? Smaczku dodaje fakt, że jestem uczulony na jad, użądlenie choćby małej osy jest dla mnie poważnym problemem.


Po tym jak wreszcie zrozumiałem, że darowały nam życie, choć nie powinny, szerszenie mają u mnie pełen azyl i całkowitą nietykalność. Co roku na strychu mają gniazdo, największe miało średnicę 60 cm!


Potem była przygoda niestety dość bolesna. Byłem zawziętym żeglarzem, nie tylko pływałem, ale też remontowałem żaglówki i przygotowywałem do zimy.

Kiedyś z kolegami postanowiliśmy taką żaglówkę położyć przy brzegu. Ja stałem po kolana w wodzie i trzymałem stalowe wanty, koledzy byli na brzegu i ciągnęli za liny.

Żaglówka się pochylała, niestety nikt nie popatrzył do góry, a tam przebiegała linia elektryczna,

maszt dotknął linii. Nie mogłem wydobyć z siebie głosu, cały się trząsłem, koledzy pękali ze śmiechu co też ja wyprawiam, wreszcie któryś zorientował się w sytuacji spojrzał w górę.

Puścili linki, wyciągnęli mnie z wody, no to przeżycie pamiętam dobrze do dzisiaj.


W życiu jeszcze trochę miałem takich przygód, choćby ponad trzydzieści wypadków motocyklowych, ale myślę, że te wymienione szóstki wystarczą.


Więc zadaję sobie pytanie, po jakie licho ktoś tak dba o moje życie i w jakim celu?

piątek, 29 sierpnia 2008

Co jest?

Przeczytałem, że panowie Bujak, Frasyniuk i Lis napisali skargę do ministra sprawiedliwości Ćwiąkalskiego - skarżą Instytut Pamięci Narodowej.
Cóż tym panom się nie podoba?

Za Gazetą.pl:

"Żądamy podjęcia przez prokuratora generalnego działań dyscyplinujących wobec bezprawnego postępowania Biura Lustracyjnego IPN. Żądamy też wystąpienia ministra sprawiedliwości z inicjatywą ustawodawczą dostosowującą treść ustawy lustracyjnej do wyroku Trybunału Konstytucyjnego z maja 2007 roku - piszą Bujak, Frasyniuk i Lis do ministra Ćwiąkalskiego.

Ich zdaniem działania IPN wobec Wałęsy to "samowola i bezprawie czynione w imieniu i na rachunek Państwa". Przypominają, że Wałęsa ma nie tylko status pokrzywdzonego, ale także, że sąd lustracyjny oczyścił go z zarzutu agenturalności."

A wszystko to ze względu na książkę o Wałęsie, książkę która podaje nagie fakty, fakty które Wałęsę przedstawiają w nie najlepszym świetle.

Dlaczego im tak bardzo zależy na ograniczeniu działalności IPN?

Czyżby się spodziewali, że mogą być wydane książki o podobnej treści, lecz na ich temat?!

poniedziałek, 25 sierpnia 2008

Swastyka

swastykaNie będę się cofać do początków, pewnie wszystkim jest wiadomym, że to znak słońca i od wielu stuleci jest w użyciu.

Ja poruszę jednak temat który nie jest znany ogółowi, zaryzykuję twierdzenie, że jest znany jedynie bardzo nielicznym.

Otóż Polskie Wojsko miało odznaki z tym symbolem i teraz pokrótce je przedstawię.














Wyrażam sprzeciw wobec nagonki na ten znak, znak historyczny, który jest własnością ogólnoludzką, a jak widać i polską.









Gangsterskie metody

Czy ktoś oprócz Rosyjskich agentów będzie jeszcze bezczelnie twierdzić jaka to Rosja wspaniała, rosyjski człowiek "dusza człowiek" i nic nikomu ze strony Rosji nie grozi?

Rosja odkrywa karty: http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80277,5624602,Katyn_sprawiedliwa_zemsta_historyczna_.html?skad=rss

niedziela, 24 sierpnia 2008

Życiorys

Urodził się przed wojną, początek lat trzydziestych w małej wioseczce pod Mławą.

Miał trzy siostry i starszego brata. Nie wiodło im się źle, rodzice posiadali 22 hektary ziemi ornej i 1,5 ha lasu.

Wojnę przeżyli dość spokojnie, przyszedł rok 1945 a wraz z nim nowe porządki.

W szkole łatwo ulegał manipulacji, samodzielne myślenie nie było jego najmocniejszą stroną.

Starał się jak mógł przypodobać nowej władzy, co kilka dni pędzał na UB donosząc na swoich rodziców, sąsiadów.

Pierwsze donosy o tym, że rodzice mają zboże przyniosły mu pochwałę UBków.

Potem było coraz gorzej. Rodzice zobaczyli czego mogą się spodziewać po synalku, więc przestano przy nim rozmawiać, ani wtajemniczać go w sprawy domu.

Więc donosił to co mu się zdawało lub sam wymyślił i tu spotkała go niespodzianka.

Funkcjonariusze UB kilkakrotnie sprawdzali donosy, te się nie potwierdzały.

Po pewnym czasie wezwali rodziców i nakazali spuszczenie synalkowi dobrego lania, mieli dosyć zajmowania się wymysłami bez pokrycia. Rodziców też znali, to byli przecież sąsiedzi.

Nie na wiele to się zdało, pomogło jedynie na krótko.

I tak to rósł nasz rodzimy Pawka.

Skończył szkołę podstawową, potem średnią w której dzielnie działał w ZMP.

Ze szkoły wysłano go na studia, skończył, orłem nie był, ale działaczem jak najbardziej.

Jak takiemu nie pójść na rękę, był już sprawdzonym towarzyszem, więc bez większego problemu zaliczał egzaminy i tak to uzyskał tytuł magistra psychologii.

Trochę uczył w szkole, jednak partia uznała, że szkoda marnować tak wiernego towarzysza, zatrudniono go w Komitecie Wojewódzkim w wydziale propagandy.

Polecono mu nauczyć się języka francuskiego, stwierdził, że nie jest w stanie się nauczyć.

Usłyszał jednak od sekretarza, że niech się nie martwi, pojeździ na uniwersytet na wykłady i dostanie zaświadczenie o zaliczeniu.

Tak też się stało, jak wielkie było moje zdziwienie gdy kiedyś podczas rozmowy stwierdził, że język niemiecki prawie wcale nie różni się od francuskiego, jednak sądziłem, że ma nieco większą wiedzę na ten temat.

Mamy rok 1980, „Solidarność” partia już myśli o zmianie systemu i przejęciu majątku, więc

w nagrodę za dobrą pracę został dyrektorem przedsiębiorstwa, tam doszedł do zdania, że jest predysponowany do zarządzania ludźmi, najgorsze, że sam w to uwierzył.

Sekretarka miała obowiązek każdego dnia rano stawiać mu na biurku świeże kwiaty i to było chyba największe osiągnięcie pana dyrektora.

System zaczął się coraz bardziej chwiać, jest rok 1989, pan dyrektor zaczyna się bać załogi, wymyślił, że najlepszym wyjście z sytuacji jest choroba, udaje się do szpitala tam ma drobny zabieg chirurgiczny.

Tutaj się nie sprawdził, majątek firmy przejmuje odważniejszy towarzysz, były dyrektor wypada z gry!

Oczywiście dawni towarzysze nie zapominają o nim, pomagają mu w prowadzeniu jakichś drobnych interesików, ale to nie to.

Dzisiaj jest wiernym zwolennikiem SLD, i spokojnie żyje pobierając godziwą emeryturę.


Skąd znam tak dobrze czyjś życiorys? Między innymi z rozmów z rodzicami właściciela życiorysu.





środa, 20 sierpnia 2008

Moje spotkania I stopnia.

Po upadku Powstania Warszawskiego wylądowaliśmy w wiosce pod Częstochową – Bułesznie.

Tam też pierwszy raz przyszło mi się zapoznać z przedstawicielami kultury wschodniej.

Mieliśmy wiele szczęścia podczas powstania, że nie spotkała tam nas ta przyjemność, co prawda widziałem Rosjan w mundurach niemieckich, ale byli pod lufami żołnierzy AK, rozbrojeni i przeprowadzani w inne miejsce zatrzymania. Wyglądali całkiem normalnie, może tylko ten strach na twarzach? Nie będę pisać czym tam się wsławili, to powinni wiedzieć wszyscy Polacy.


Ale w Bułesznie miałem ich na wyciągnięcie ręki, nawet bliżej. Mieszkaliśmy w jednym pokoju.

Przyjęli tam nas gościnni gospodarze, jaka szkoda, że nie pamiętam ich nazwiska, rodziców też zapomniałem o to zapytać, teraz już jest to niemożliwe.

Udostępnili nam pokój i karmili, my nie mieliśmy nic. Tak było przez kilka tygodni, potem w tym samym pokoju dokwaterowano żołnierzy niemieckich.

Mieszkaliśmy razem w całkowitej zgodzie, Niemcy utrzymywali idealny porządek, był wśród nich też Ślązak, więc mogłem się z nimi komunikować. Może w to trudno uwierzyć, lecz było zupełnie dobrze.

Byli krótko, front się szybko przesuwał, posprzątali po sobie i szybko wycofali.


Minęło kilka godzin, wpadli Rosjanie. To była pierwsza linia przeznaczona na śmierć.

Byli to wysocy blondyni zza Uralu, wiedzieli, że idą na śmierć, zdawali sobie z tego sprawę i otwarcie mówili o tym. Część z nich mówiła po polsku. Byli tylko godzinę może dwie.


Za nimi wpadła tłuszcza już tylko rosyjskojęzyczna, ci mieli czas, oni tylko pilnowali tych pierwszych, żołnierze NKWD, oficerowie.

Pierwsze do czego przystąpili to poszukiwanie wódki, kobiet, rowerów i wszelkiego innego dobra które mogli zabrać ze sobą.

Ojciec musiał zebrać z wioski wódkę, za co dostał benzynę której nie chciał.

Benzyna została spuszczona z czołgu który podjechał w tym celu pod chałupę, cały pokój był obstawiony litrowymi butelkami z benzyną z którą nie było co robić.

Następnie wywalili z pokoju łóżka i wnieśli słomę. Rozpoczęła się pijatyka. W pijanym widzie zaczęli walczyć sami ze sobą. Nie wiem czy nie rozpoznali swoich własnych czołgów i żołnierzy, czy coś innego było przyczyną wojny Rusko – Ruskiej, dość, że straty były znaczące.

Kilku żołnierzy zabitych i wielu rannych. Z zabitymi szybko sobie poradzono, zakopano ich w rowie pomiędzy chałupą a drogą. W tych miejscach przybili do płotu czerwone gwiazdy wycięte z denek od puszek, puszki były produkcji USA z wieprzowiną (swinnaja tuszonka). Gorzej z rannymi, bo pech sprawił, że zabili też swojego wracza (lekarza).

Ranni zostali przyniesieni do pokoju i ciśnięci w słomę. Krwawili, wymiotowali, umierali.

Nikt tym się nie przejmował, życie w tej kulturze nie przedstawia większej wartości.

My też byliśmy mieszkańcami tego pokoju, więc też musieliśmy patrzeć na cierpienia i śmierć współlokatorów.

Tak było przez kilka dni, zmarli skończyli w rowie pod czerwoną gwiazdą, rannych gdzieś odwieziono.

No jeszcze była śmieszna sprawa, pomiędzy mną siedmiolatkiem, a rosyjskim kapitanem doszło do sprzeczki! Gospodyni stwierdziła, że po jakie licho zwraca uwagę na szczeniaka i otrzymała odpowiedź: Stalin was kazał kochać, to kochamy, ale niech no tylko zwolni nas z tego obowiązku!

Bardzo żałuję, lecz nie pamiętam treści sprzeczki, widać była całkiem błaha.

Przyjechali następni, oczywiście tak jak ich poprzednicy: poszukiwanie wódki, kobiet, rowerów i wszelkiego innego dobra.

Ale najciekawsze, że ta słoma w pokoju, zakrwawiona, z wymiocinami, cuchnąca potwornie, wydała się im idealna do spania i odpoczynku! Więc padali twarzą na nią i spali snem kamiennym.

Wreszcie i oni się wynieśli, my też wyjechaliśmy, pozostało tylko smutne wspomnienie.

Oczywiście słomę trzeba było wynieść, sprzątnąć pokój. Zostało w niej dużo amunicji, części broni.


Potem Ziemie Odzyskane – Olsztyn.

Przyjechaliśmy wczesną jesienią, więc wszystko co najciekawsze jeśli idzie o poznanie Rosjan już było wcześniej.

Niemniej jednak trochę jeszcze dało się poznać, że Olsztyn został zniszczony bez walk, że rabowano, gwałcono, zabijano to wiem z opowieści tych co byli wcześniej, ponieważ piszę jednak o spotkaniach I stopnia więc ten temat kończę.

Natomiast czego doświadczyłem osobiście to postaram się w miarę wiernie przekazać.

Zamieszkaliśmy w budynku czterorodzinnym, właściwie nic tam nie było. Cała klatka schodowa była porysowana, elementy drewniane były poryte scyzorykiem (bagnetem), były tam rysunki i napisy nie nadające się do publikacji.

Meble były rozbite, talerze potłuczone, wszystkie garnki były pełne ludzkiego kału, wanna była zapełniona do połowy.

Muzykalny naród rozbijał pianina i fortepiany, wywalał przez okna, z klap zbudowali przybytek z serduszkiem – po jaką cholerę? Wanna przecież była jeszcze w połowie pusta.

Książki porwane, popalone, ostało się jedynie to czego nie sposób było ukraść lub zniszczyć.


Był potem rok 1956 – nie spotkałem.


Rok 1968 mieszkam przy samej szosie, szosie którą przez dwa dni bez przerwy jechały samochody z rosyjską armią, jechały z obwodu kaliningradzkiego na Czechosłowację, czy dojechały?

Może zostały w Polsce dla pewności, a bo to wiadomo co Polaczkom wpadnie do głowy?


Całe szczęście żaden z samochodów się nie zatrzymał przed domem, widocznie nie było rozkazu.

A mało brakowało, bo jacyś dowcipnisie spili bojca w Biskupcu na skrzyżowaniu ulic, kierował on ruchem, zrobił się mały korek, całe szczęście szybko rozładowany, następny bojec okazał się bardziej odpowiedzialny.


Noce też nie były spokojne, nocami leciały samoloty transportowe, całe dwie noce.


Minęło kilkadziesiąt lat, zmienił się w Rosji ustrój, tylko ich mentalność nie uległa zmianie,

tym razem grabią, gwałcą, mordują w Gruzji.

poniedziałek, 18 sierpnia 2008

Doczekamy?

Sądząc po zachowaniu towarzyszy z SLD można odnieść wrażenie, że obronność naszych granic po porozumieniu w sprawie tarczy, ogromnie wzrosła.

Ich histeryczne wypowiedzi, rozbiegane oczka, szczególnie u jednego z profesorów widoczny niemal obłęd, świadczą o oddaleniu zagrożenia ze strony Rosji.

Jednak sama zgoda na budowę tarczy nie wydaje mi się aż tak groźna dla zamiarów Rosji, przecież do finału jeszcze kilka lat, jeszcze można sprawę odwinąć, musiało zajść coś jeszcze.

Może nie wywiązali się z zobowiązań złożonych Moskwie, a jak wiadomo Moskwa nie puszcza płazem jeśli ktoś nie wykona och rozkazu.

Od zmian ustrojowych upłynęło 20 lat, więc jak to możliwe, że na polskich salonach politycznych w dalszym ciągu brylują zasłużeni dla wschodniego sąsiada i PRL towarzysze Iwiński, Szmajdziński, Kalisz, Kwaśniewski, Borowski, Miller i wielu wielu innych wraz z ich młodymi następcami Napieralski, Olejniczak?

Dlaczego w dalszym ciągu mogą kłamliwie przedstawiać wiele spraw, dlaczego wspierają swoimi wypowiedziami naszego wieloletniego ciemiężcę, państwo które nigdy nie było nam przychylne?

Kto wreszcie zdecyduje się na delegalizację partii wrogiej naszej racji stanu, partii w prostej linii wywodzącej się z PZPR?

Może już czas odstawić ich na śmietnik historii?

czwartek, 14 sierpnia 2008

Miłość do pokoju.


Cóż za przepiękna architektura, kraju który od zarania dziejów ukochał pokój i nic innego nie ma na względzie jak dobro ludzi pracy, ogólny dobrobyt i powszechną szczęśliwość.

Czy ktoś inny wpadłby na taki pomysł, na takie ozdobienie fasady budynku?!


Zdjęcie z „Wasmuths Monatshefte Baukunst & Stadtebau” rok wydania 1930

Prawa wojny

Niedawno poruszyłem temat „Wojna, a ludność cywilna”, tekst był napisany 09.08.2008.

http://wiki3-zebrane-doswiadczenia.blogspot.com/2008/08/wojna-ludno-cywilna.html

Nie wszystkim spodobało się to co napisałem.

Wklejam tutaj niektóre wpisy które ukazały się pod moim tekstem na tekstowisko.com

Robię to, bo ciekaw jestem czy autorzy tych wpisów, choć trochę przejrzeli na oczy, czy widząc w telewizji, prasie zdjęcia z Gruzji zrozumieli, że nic się nie zmieniło, że wojna to wojna, Rosja nie będzie omijać budynków cywilnych, wojska będą zabijać bez różnicy co napotkają po drodze, żołnierz, cywil, będą gwałcić i rabować i będą to robić „precyzyjnie”.

Na zidiociałym zachodzie myślą inaczej? Więc już przegrali wojnę, wojnę która nastąpi, a mamy to jak w banku.


czyli taki mord wołyński był jak najbardziej usprawiedliwiony? plan Hitlera wyniszczenia całych populacji też jak najbardziej ok? rzygać mi się chce jak czytam te twoje “przemyślenia”.


Więc gadanie, że tak było, jest i będzie, mnie nie przekonuje.
Dla mnie ważniejsze że ja nie chę by tak było.”



W praktyce okazuje się, że nie ma takiego biznesu, który w oczach “zachodniej opinii publicznej” uzasadniałby poświęcenie życia jakiś “cywili”. Jest to oczywiście ułuda Zachodu, gdyż nigdzie indziej na świecie taki punkt widzenia nie jest respektowany. W obliczu żywotnych interesów narodów nikt nie ma ochoty przejmować się jakimiś cywilami. Wojna to wojna. Wojny należy albo wygrywać albo ich unikać a jak już się w wojnę weszło, to należy ją wygrać za wszelką cenę a nie deliberować nad ofiarami. Tak to jest. Wojna to z definicji brudna zabawa.”


dla mnie ten tekst to zwykła prowokacja, a o ludziach takich jak autor mawia się- stary a głupi.”


Przeczytałam tekst i komentarze (ze szczególnym uwzględnieniem komentarzy pana Szczęsnego). I wiecie co? Jakieś mam takie dziwne wrażenie, że Ci Panowie (Wiki3 i Szczęsny) zatrzymali się umysłowo gdzieś w okolicach bombardowań Drezna.
Nie zauważyli, że technika wojenna poszła od tamtego czasu tak bardzo do przodu, że nie trzeba już “iść ławą” rżnąc po drodze wszystko, co żywe. Nie trzeba urządzać nalotów dywanowych, żeby militarne i polityczne cele osiągnąć.
No trudno, tak już czasami bywa, że niektórym fiksacja na jakiejś doktrynie sprzed wieków rozum odejmuje.

Pozdrawiam z uczuciem narastających nudności (w sensie ścisłym)...

Magia -- 09.08.2008 - 16:28 „



To zbombardowałbym jedno i drugie.

Żeby szybciej zakończyć wojnę i ograniczyć ofiary.

Tyle, że wedle mnie to nie jest to samo co gwałty, rabunki, mordy, palenie żywcem na podwórkach, prowadzenie do gazu, wyrywanie złotych zębów, odbieranie dzieci.
Czyli znęcanie się.”



Niech się Pan na coś w końcu zdecyduje, co?
I niech Pan bzdetów o Powstaniu Warszawskim nie opowiada.
Niech Pan jedzie w
step, jak zamiarują kozacy dońscy dziś i niech Pan pali, gwałci i ścina cywilów. W Gruzji. A potem rozstrzeliwuje, humanitarnie.
Albo tylko roztrzeliwuje i bombarduje – przecież na tym zasadza się pańska “sprawiedliwość”, nie?
Przynajmniej Pan sobie ulży…
I proszę nie zapomnieć zabrać ze sobą panów Wikiego i Szczęsnego. Niech też, chłopaki się spełnią.
Nie można przecież być egoistą.”



Napisał Pan: “Można mnie nie lubić, ale jak wojna – to wojna!”

Coś Panu powiem. Mając w perspektywie Panu podobne ścierwo (poglądowo), jako żołnierza-agresora, dołożyłabym wszelkich starań, żeby zostać zarażoną jakimś śmiertelnym choróbskiem. Przynajmniej miałabym pewność, że mając takiego jak Pan (w poglądach) na sobie i w sobie, szybko zabrałabym go za sobą do grobu…

Smacznego.”





Panie Szczęsny, Pan się naprawdę umysłowo zatrzymał lata temu. :)
Zatrzymał się Pan tak bardzo, że nawet nie zauważył, że w okrucieństwie (współcześnie) kobiety niejednokrotnie potrafią “przewyższyć” mężczyzn.

Proszę kontynuować swoje dywagacje. Nawet zabawne są. Momentami.

Magia -- 09.08.2008 - 20:44”



Mam nadzieje że od czasu ostatniej wojny totalnej staliśmy odrobinę mniej bezwzgledni. Dzięki temu wiem która stronę trzymać...I ciesz się wiki3 że ta wojna totalna którą znamy z kronik filmowych to dla naszego pokolenia historia… „



Niektóre wpisy mocno napastliwe wkleiłem razem z podpisem.

Najbardziej bawi mnie ostatni wpis: „I ciesz się wiki3 że ta wojna totalna którą znamy z kronik filmowych to dla naszego pokolenia historia… „

Jak on się ma do ostatnich wydarzeń w Gruzji?!



niedziela, 10 sierpnia 2008

Gruzja

Rosjanie wybrali bardzo dogodny moment do ataku na Gruzję, UE uzależnione od dostaw rosyjskiej ropy i gazu, nieustabilizowana sytuacja w Iraku, walki w Afganistanie, Niemcy w jawny sposób występujące przeciw Polsce (rura), wschodnia Ukraina z ciągotami rosyjskimi.
To to co widać na pierwszy rzut oka, ile takich spraw jest pod dywanem?
Jak mocno Niemcy są zinfiltrowani przez rosyjskich agentów, a kraje ościenne Rosji, niektóre działania agentów wpływu są widoczne choćby na różnych forach internetowych.
Pewne wskazówki dał Rosjanom też nasz obecny rząd, wizyta Tuska w Moskwie, ale najbardziej prawdopodobnie "pomogły" Gruzji przedłużające się negocjacje w sprawie tarczy antyrakietowej.
Bardzo ciekawe i rzucające światło na to kto dzisiaj rządzi w Polsce są wypowiedzi głównego negocjatora z USA w sprawie tarczy, pana Waszczykowskiego:

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80271,5574012,Czy_Waszczykowski_pojdzie_BBN_.html?skad=rss

W tym świetle uważam, że mamy swój niechlubny udział w ataku rosyjskiego agresora na Gruzję.

Równamy do dołu?

Taką oto wiadomość przeczytałem; http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,5569671,18_letnia_lekkoatletka_pobita_za_to__ze__dobrze_sie.html


Zaczyna być coraz ciekawiej, osiemnastolatka ośmieliła się wyłamać z coraz powszechniejszego chamstwa i rozpasania, najgorsze to, że - „dobrze się prowadziła”!

Młodzi z Targówka postanowili przywołać ją do ogólnie panującego porządku, najlepiej laniem w publicznym miejscu, miała dużo szczęścia, że w publicznym, bo co mogłoby ją spotkać gdzieś, gdzie nikt by zdarzenia nie widział i nie powiadomił policji?

sobota, 9 sierpnia 2008

Wojna, a ludność cywilna.

Ciągle słyszę, czytam, jak to biedna ludność cywilna podczas wojny jest bezprawnie mordowana, Drezno, Hiroszima, Nagasaki i wiele innych, a podczas dzisiejszych wojen mają być atakowani i unieszkodliwiani jedynie żołnierze wrogiej armii. Nawet mamy takie kuriozum, jak oskarżenie naszych żołnierzy o zabicie kilku cywilów!

Jednak popatrzmy na sprawę trzeźwo bez emocji. Cóż to jest wojna?

Jest to wysiłek, walka całych narodów, podkreślam CAŁYCH. To całe narody mają wszystkie siły skierowane na obronę, atak, walkę. Więc nie jedynie uzbrojonych żołnierzy, oni są tylko narzędziem.

Ludność cywilna karmi ich, ubiera, produkuje i dostarcza broń, amunicję, wspiera moralnie i nie oczekuje zaprzestania walki. Wszak to ich rząd zdecydował się na walkę, rozpoczął wojnę, lub nie poddał kraju najeźdźcy.

Bez tej ludności cywilnej, bez fabryk w których jest produkowana broń, bez rolnictwa dostarczającego jedzenie, żadna armia nie byłaby w stanie prowadzić wojny.

Więc może tylko zniszczyć fabryki? Bzdura, zostaną szybko odbudowane i to w kilku innych miejscach. Niestety, trzeba przetrzebić cywili, uniemożliwić im produkcję.

Czyż nie będzie skuteczniejszego zakończenia wojny jak odebrania jedzenia i pałki przeciwnikowi?

Niema takich dostaw, niema wojny.

Nie widzę celowości biadolenia nad ofiarami cywilnymi podczas wojny, ci cywile biorą w niej taki sam udział jak żołnierze.

Że ta prawda nie dociera do wszystkich? Może dlatego, że są młodzi i dali się ponieść lewackiej propagandzie? Może po prostu nie widzieli wojny.

Więc pretensja, że mało się wspomina o użyciu bomby atomowej w Japonii, a wspomina się atak terrorystyczny w Nowym Jorku jest śmieszna.

Te sprawy są zupełnie różne, czasem śmierć kilku tysięcy ma większy ciężar niż milionów.


piątek, 8 sierpnia 2008

Matuszka Rasija


Świat pędzi do przodu, zmieniają się ustroje, przywódcy, odeszło już kilka ludzkich pokoleń, mamy już XXI wiek, a Rosja jak była krajem imperialnym tak i jest.
Czy jest jakaś większa różnica między tą karykaturą z 1904 roku, a obecną Rosją?

środa, 6 sierpnia 2008

Goringowie

Było dwóch braci Goringów, starszy Hermann, młodszy Albert.

Kim był Hermann to jest ogólnie znane. Urodził się w1883r w Rosenheim w Bawarii.

Był asem lotnictwa, podczas I wojny światowej zestrzelił 22 samoloty.

Studiował na uniwersytecie w Monachium, do NSDAP wstąpił w 1922r.

W roku 1928 został posłem do Reichstagu, w 1932 jego przewodniczącym.

Ministrem lotnictwa Rzeszy i premierem Prus został w 1933.

To on był organizatorem Gestapo i pierwszych obozów koncentracyjnych w Papenburgu, Oranienbburgu – był to rok 1933.

Dowódcą Luftwaffe zostaje mianowany w 1935 roku, następują przygotowania do wojny.

Celem zorientowania się w sprawie możliwości wraz z Polską ataku na ZSRR, jest częstym uczestnikiem polowań z przedstawicielami polskiego rządu w Białowieży.

W lipcu 1940 zostaje marszałkiem Rzeszy.

Uzależnienie od morfiny doprowadza do błędnych rozkazów i dużych strat w Luftwaffe.

Zasugerowanie Hitlerowi, że przejmie władzę, doprowadza do pozbawienie go wszelkich tytułów i aresztowania

Po wojnie Międzynarodowy Trybunał Wojskowy skazuje go na karę śmierci,

15.10.1946 roku Hermann Goring popełnia samobójstwo.


Natomiast urodzony w 1890 Albert był całkowitym przeciwieństwem Hermanna.

Był to hulaka kochający życie, nienawidził nazistów, komunistów i wszelkiej przemocy.

Podejrzewa się, że ojcem Alberta był Ritter Hermann von Epstein, ten lekarz był przyjacielem domu i ojcem chrzestnym wszystkich dzieci Goringów.

Albert był inżynierem, pracował w fabryce Skdy w Czechach.

Jego działalność doprowadziła do uwolnienia wielu Żydów, jednym z przykładów jest wysłanie przez niego do obozu w Dachau ciężarówki po więźniów, podpisał jedynie nazwiskiem.

Następnie dostarczył im podrobione dokumenty, umożliwił ucieczkę, założył im konto w Szwajcarii.

Wielokrotnie aresztowany przez gestapo, zawsze wychodził na wolność po wstawiennictwie Hermanna.

Po wojnie mieszkał w Monachium, zmarł w roku 1966.


To nie koniec, bracia mieli jeszcze krewnego Henryka Goringa który był Polakiem.

Został zamordowany w Wawrze za odmowę zadeklarowania się jako Niemiec.

.

wtorek, 5 sierpnia 2008

Tuskoty



Czytam, a tu słoneczko Peru z poświęceniem pieniędzy państwowych uratował chorego kotka, pieniądze były moje i czytających to internetowiczów (z podatków moi mili, z podatków!).


Dzikiego i wyraźnie chorego kota w Kancelarii Premiera znaleźli współpracownicy Donalda Tuska.


Najciekawsze, że kotek mieszkał w Kancelarii Premiera i tu rodzi się pytanie, kto do jasnej cholery dopuścił do zdziczenia, zagłodzenia i choroby kotka jak nie lokatorzy Kancelarii Premiera?


Dlaczego zasługę uratowania kota przypisuje się premierowi a nie współpracownikom?


A może wpierw zagłodzono kota i doprowadzono do choroby (mszcząc się w ten sposób na miłośnikach kotów), by potem przysporzyć sobie chwały swoim miłosierdziem?

poniedziałek, 4 sierpnia 2008

Cenzura, cenzura

Cenzura, cenzura.

Wraca stare. Obecnym władcom kierowanym przez słoneczko Peru chyba zaczyna się robić grząsko pod nóżkami, nóżki zaczynają przebierać coraz to i szybciej.

Widać to bardzo wyraźnie po tempie wprowadzania cenzury w internecie. Weźmy dla przykładu salon24.

Admini zaczynają blokować konta tych co mają czelność myśleć, gorzej, pisać nie tak jak sobie życzą tego władze i przekupni dziennikarze.

Wolno tam opluwać i wyśmiewać patriotów, prezydenta, tych co widzą przyczyny panującej w Polsce degrengolady – w tym kierunku jest pełna tolerancja.

Odwrotnie?! No takie zachowanie jest nazwane chamstwem, faszyzmem, rasizmem, a zwłaszcza antysemityzmem.

Najlepiej deliberować nad tym czy Powstanie Warszawskie było potrzebne czy nie i któż to się tak wymądrza? Ano ci których tam nie było, którzy ukochali Związek Rad, którym coś tam mówił dziadek – jego pewnie też tam nie było, ale skąd to ma wiedzieć wnuk?

Przypomina mi się jak mój znajomy w roku 1986 w szkole w Reszlu, zaczął opowiadać dzieciakom z pierwszej – drugiej klasy (był kombatantem i został do szkoły zaproszony) jak to razem ze swoim psem przeszedł szlak bojowy od Lenino do Berlina – no i właśnie drogie dzieci widzicie tego psa przy mnie, następnie pies demonstrował jak to zginął Hitler kładąc się na plecach.

Dzieci święcie wierzyły.

Więc po jakie licho ktoś ma ich pozbawiać tej wiary?

A takiego błędnego myślenia próbują pozbawić te skołowane, nieco starsze dzieci, niezależni blogerzy, uczciwi dziennikarze.

Więc zakładamy kaganiec, wywala się „conkreta”, „wikiego3”, Paliwodę, przeprowadza się manipulacje oskarżając o faszyzm.

Pisze się debilne uzasadnienie:


„�O ile pamietam, zostal pan zablokowany za zamieszczenie esbeckiej falszywki na temat Geremka, mozemy odblokowac panski blog jesli zdeklaruje sie pan przestrzegac regulaminu i usunie ten tekst ze swojego bloga po odblokowaniu.

Administracja

--
Gniewomir Swiechowski

zespól salon24.pl�”


Dlaczego debilne: dlatego że pisanie – „o ile pamiętam” po paru godzinach od zablokowania

świadczy albo o daleko posuniętej demencji starczej, albo? Sądząc po wieku admina, zachodzi ten drugi przypadek.

Dodatkowo stało się to po kilku miesiącach od wklejenia tego tekstu na blogu.

Wklejam ten tekst:


Czy były taśmy Geremka?

Waldemar Łysiak na łamach „Gazety Polskiej” przypomina „taśmy Krall” z czerwca 1981r, opublikowane na łamach „Polityki”, „Dziennika Poznańskiego” z 7-1-1997r. „Polskich Spraw”.

Urywki rozmowy:

Bronisław Geremek: „Przepraszam kto tutaj zagląda?

Hanna Krall: „Nikt ważny, to Bijak, zastępca Rakowskiego”

B.G. : „Musicie go trzymać? Przecież to...?

H.K. : :Jeden Polak musi być”.

Dalej:

H.K.: „Teraz dopiero rozumiem dlaczego to w 1948 roku ogłosił Hilary Minc i najpierw puścił z torbami polskich kupców i rzemieślników przy pomocy domiarów podatkowych, a następnie upaństwowił wszystko, spółdzielnie praktycznie także, by Polacy nie handlowali po wiek wieków!”

B.G.: „No to teraz usłyszy Pani o niej znowu, ale opowiadać o tym pani nikomu nie będzie. To jest największa tajemnica! W najbliższym czasie n a s i powrócą do handlu i produkcji w Polsce”

H.K.: Skąd Pan weźmie aż tylu Żydów? Kto im da przedsiębiorstwa?”

B.G.: „Kto? A o naszej „Solidarności” to już pani zapomniała? Jeszcze będzie prosić, żeby Żydzi te przedsiębiorstwa brali. Jest ustawa o samorządzie przedsiębiorstw? Jest. Mogła być dla nas jeszcze lepsza, ale i ta wystarczy(...) Co jest potrzebne na rozruch takiej spółki? My wiemy dobrze. Pieniądze! A kto ma dziś dobre pieniądze na takie interesy? Może Polacy? Nie, ja Polaków w tym interesie, jako udziałowców w zyskach, nie widzę. Pieniądze dadzą Żydzi. Głowę do interesów też dadzą Żydzi. Pyta się pani, skąd ja wezmę tylu Żydów? Ano na szczęście ludu Izraela, już są (...) - z kadramido zreprywatyzowania przemysłu, rzemiosła i handlu nie mamy najmniejszego kłopotu. A warsztaty pracy stoją otworem i nawet puste. Opłaciło nam się je doprowadzić do takiej żałosnej ruiny. W takim stanie będą je nam dawać darmo i jeszcze całować w rękę, aby była praca dla Polaków (...) Jak to wszystko się uda, to cała „Solidarność” będzie kijem napędzała swoich członków, a i partyjnych też, do ostrej roboty, w nadziei, że samorząd zbliży się do zysków na horyzoncie. Te zyski będą, ale jak pęczek marchwi przed łbem osła, aby chciał ciągnąć ciężki wóz.”

H.K.: „Panie profesorze, wydaje mi się, że pan niezbyt lubi Polaków?”

B.G.: „Niezbyt lubię? Takie określenie jest nieścisłe. Ja ich nienawidzę”

H.K.” „Ale przecież pana i pana matkę uratował właśnie Polak!”

B.G.: „To prawda. Stefan Geremek ukrywał nas oboje w Zawichoście, a później nawet, kiedy było już pewne, że mój ojciec, Borys Lewartow, nauczyciel ze szkółki rabinackiej, zginął w getcie warszawskim, nawet ożenił się z moją matką”

Przedruk „Dziennika Poznańskiego” zakończony jest zdaniem Bronisława Geremka:

No to teraz nie będzie się pani zastanawiać, że cały ruch społeczny, który teraz tworzymy i ożywiamy najróżniejszymi nurtami, ma na celu doprowadzić do takich zmian w strukturze państwowo – gospodarczej Polski, aby Żydom w Polsce było zawsze lepiej niż Polakom”

Czy to prawda? Pewnie tak, bo gdyby nie to pewnie Hanna Krall i Bronisław Geremek oddaliby do sądu redakcję „Polskich Spraw” i Dziennika Poznańskiego”.

W tym świetle wiele spraw staje się zrozumiałych. Ale kac pozostał.


Tekst był już publikowany, natomiast na blogu został umieszczony w formie pytającej.


Słyszałem, że Gniewomir Świechowski jest fanem Pzero, dodatkowo można się domyślać, że salon24 może być obciążony polskojęzycznością.


Jak to pisał nasz poeta Juliusz Słowacki:


.”.......................i pod tronem siedzą,

I krwią handlują, i duszą biedactwa,

I sami tylko o swym kłamstwie wiedzą,

I swym bezkrewnym wyszydzają palcem

Człeka, co nie jest trupem – lub padalcem”.


Oraz Adam Asnyk:


„Antysemityzm często hodują handlarze,

Z których każdy dla siebie pewien zysk w tym widzi;

Kiedy się interesem korzystnym ukaże,

Ujmą go w swoje ręce niezawodnie Żydzi”.


To by było na tyle.

Teraz należy się spodziewać eskalacji posunięć cenzorskich, nie tylko na salon24.

niedziela, 3 sierpnia 2008

P-stapelia-O


Czy kwiat może wyglądem, zapachem, przywoływać jakieś polityczne skojarzenia.

Okazuje się, że może.

Ot weźmy taką stapelię, płatki ma ostro zakończone, jest ich pięć, przypomina gwiazdę pięcioramienną. Kolor taki jakiś dziwny, ni to żółty ni ryży, są też odmiany czerwone. Z taką gwiazdą mieliśmy do czynienia wiele lat. Preferuje glebę żyzną, zawsze to lepiej można się na takiej odpaść.

Wygląd też jest podejrzany, niby ładny, jednak jak mu się dobrze przyjrzeć to widać, że ma w sobie coś drapieżnego, fałszywego i obrzydliwego.

To spostrzeżenie okazuje się prawdziwe, jego woń przypomina jedzonko much, te gromadnie lecą, niestety jedzenia brak. Zostały szpetnie oszukane, zachowały się tak jak podczas ostatnich wyborów nasi młodzi wyborcy. Zostały użyte do odpasienia i rozmnożenia oszukańca. A jaka to woń? Ano odór padliny. Nie wszyscy taki zapaszek lubią, ale jak widzimy są takie jednostki.

I tak to nasz kwiatek wypisz wymaluj może być herbem Pzero.



sobota, 2 sierpnia 2008

Czy coś się zmienia?

Przypominam ten temacik z tego względu, że jeszcze obecnie na łamach różnych for internetowych są osoby walczące z dobrym imieniem dowódców Powstania Warszawskiego, w ogóle z jego celowością i wartością dla nowych pokoleń Polaków.

To najczęściej ich rodzice i dziadkowie likwidowali „bandy” AK i NSZ, więc dlaczego oni mają być inni?

Teraz to oni są beneficjentami zmian ustrojowych, fakt są najczęściej dobrze wykształceni, mieli za co się kształcić również za granicami kraju.

A ta reszta? A co ci inni obchodzą naszych rodzimych „byznesmenów” i ludzi przy korycie!

Niech sobie sami radzą, i tu warto przypomnieć słynne powiedzonko Jerzego Urbana -

rząd się sam wyżywi”.



Krótka pamięć.


Opisane wydarzenie miało miejsce 28 sierpnia 1980r. Zostałem zaproszony do domu jednego z funkcjonariuszy olsztyńskiego KW PZPR celem uzgodnienia pewnego zamówienia. W tamtym okresie prowadziłem drobny zakład rzemieślniczy, przydatny nawet bonzom PRL – owskim.

Jak się okazało trafiłem na popijawę z udziałem wysoko partyjnych z KW PZPR jak również kilku szefów wydziałów urzędu wojewódzkiego. Wspaniałomyślnie zostałem zaproszony do wspólnego stołu. Stołu jak na owe czasy bardzo obficie zaopatrzonego, były dobre wędliny, masło, dobre trunki, w tym czasie na sklepowych półkach panowały pustki, szczególnie w małych miejscowościach.

Nawiązała się rozmowa, towarzysze spytali co myślę o rozgrywających się wydarzeniach w kraju,

dyplomatycznie udałem, że słabo jestem zorientowany., zresztą ja rzemieślnik, z małego miasteczka co mogę wiedzieć o wielkiej polityce. Wspaniałomyślnie pouczono mnie, że robotniczy pieniacze prowadzeni przez wrogów Polski wszczynają burdy, i trzeba jak najszybciej z tym skończyć. Spytano z jakiej pochodzę rodziny i co robili moi rodzice i tutaj popełniłem błąd! Przyznałem się, że wojnę spędziliśmy w Warszawie, ojciec był w AK i walczył w Powstaniu Warszawskim.

Sprowokowało to furię obecnych. Ich ojcowie walczyli w AL, po wojnie musieli likwidować bandy AK i NSZ, a tu jakiś prywaciarz chwali się ojcem z AK! Nie żałuję, wiele się dowiedziałem o podejściu miłościwie nam panujących do obywateli PRLu. Dowiedziałem się, że towarzysze czekali na znak z KW celem wyjazdu do Gdańska i pomoc w rozgromieniu hołoty robotniczej. Bardzo się też cieszyli na myśl, że może im się uda postrzelać do warchołów robociarskich, że warto by było trochę strajkujących zabić, ot tak, dla przykładu, tak jak w roku 1970, na jakiś czas uspokoi to bunty.

I tu ciekawostka, oni pochodzą z ubogich rodzin robotniczych i chłopskich, nie dadzą hołocie sobie

odebrać tego co osiągnęli. Jeden z towarzyszy wyciągnął do mnie dłonie z pulchnymi paluszkami i stwierdził, że niema zamiaru dostać na tych palcach odcisków od pracy, takich jakie miał ojciec. Swoją drogą, dlaczego zakładał, że będzie musiał pracować fizycznie, czyżby miał zastrzeżenia do swojego wykształcenia uniwersyteckiego?! Nastroje agresywne towarzyszy wzrastały, więc

zostałem przez gospodarza domu wyprowadzony do drugiego pokoju, awantura ucichła, kac pozostał.

To wszystko się działo na dwa dni przed podpisaniem przez rządzącą partię porozumień sierpniowych. Jak musieli cierpieć, że władze poszły na ugodę. Mogli to sobie dopiero odbić po 13 grudnia 1982r. I nie wątpię, że z tej możliwości skorzystali.

Minęło 27 lat, jedno pokolenie. Ci ludzie nie tylko, że jeszcze żyją, ale mają też władzę.

Tacy jak oni są teraz liberałami, są w SLD, PO i innych partiach, potrafili się uwłaszczyć kosztem tej hołoty robotniczej, są prezydentami miast, dyrektorami w urzędach wojewódzkich.

Ich dzieci korzystają z ich „osiągnięć” są wiernymi kopiami swoich rodziców.




piątek, 1 sierpnia 2008

Powojenna akcja NSZ

Rodziny polskich generałów przebywających na zachodzie, a także rodziny polityków emigracyjnych były poważnie zagrożone ze strony komunistycznych władz, panoszących się w Polsce wraz z NKWD. W związku z czym zaszła konieczność przerzutu ich żon i dzieci na Zachód. Zostało to powierzone Brygadzie Świętokrzyskiej NSZ. Między innymi został do tego przeszkolony oficer NSZ Zbigniew Dziakoński. W planie był przerzut żon generałów Rudnickiego, Bora Komorowskiego i żony emigracyjnego premiera Arciszewskiego.

Ostatecznie powierzono mu przerzut z Polski do Regensburga żony gen. Andersa, jego córki i zięcia majora Romanowskiego, potem dołączyły jeszcze trzy osoby spokrewnione z generałem Andersem.

Przerzut miał nastąpić późnym latem 1945r. Pan Zbigniew Dziakoński musiał przedrzeć się do Polski, tam spotkać te osoby, zorganizować całość akcji. Zaplanowana trasa wiodła przez Cieplice, dalej miała prowadzić przez Śnieżkę, jednak major Romanowski nie wyraził zgody i małżonka gen Andersa wraz z córką i zięciem, ukryci w beczkach, ciężarówką UNRY wyruszyli do strefy amerykańskiej, na przejściu zostali zatrzymani przez czerwono armistę celem kontroli ładunku, jednak kierowca zdecydował na ucieczkę i tych kilkaset metrów przebyli szczęśliwie.

Z. Dziakoński wraz z pozostałymi osobami i żoną - również oficerem NSZ wyruszyli przez Śnieżkę. Rosjanie zatrzymali ich w Rokicanach, wykupili się pieniędzmi, łańcuszkiem i złotym pierścionkiem żony. Przez ten incydent nastąpiło opóźnienie w dotarciu do Domaźlic, gdzie miało nastąpić połączenie z Panią Anders. Cała trójka została wcześniej przetransportowana do Włoch.

Przez ten czas Domaźlice znalazły się w strefie Rosyjskiej. Uciekinierzy znaleźli się w pułapce.

Jednak dzięki działaniom Amerykańskiego wywiadu, który wysłał po nich samochód wojskowy z białą gwiazdą, kierowanym przez oficera NSZ w mundurze kapitana US Army zaopatrzonego w papiery przez dowództwo V Armii generała Pattona, akcja zakończyła się sukcesem.

Za tą akcję władze PRL wydały zaocznie wyrok śmierci na Z. Dziakońskiego, kilku kolegów Z. Dziakońskiego nie miało takiego szczęścia i po zdekonspirowaniu siatki, zostały na nich wykonane wyroki śmierci.

Po wydanym na niego wyroku śmierci musiał się ukrywać, zmienił nazwisko z Kowalczyk na Dziakoński, którym posługiwał się do śmierci.

Pan Dziakoński pseudonim „Żbik” brał udział w wielu akcjach organizowanych przez NSZ, nosił do getta warszawskiego żywność, zaopatrywał młodzież żydowską w papiery aryjskie, następnie przerzucał ich poza mury getta. Papiery fałszował członek NSZ pan Weker. Ratowani Żydzi to wybrańcy wskazani przez starszyznę żydowską.

Potem walka w Powstaniu Warszawskim na Starówce pod rozkazami kapitana Gozdawy.

Następnie obóz jeniecki w Murnau, Brygada Świętokrzyska. Pan Dziakoński po zdemobilizowaniu pracował we Francji w hucie, potem Monachium. Skończył w Monachium studia, został inżynierem mechanikiem.

Do Polski mógł przyjechać dopiero po 1989r. Od tego roku przyjeżdżał corocznie, zmarł w Polsce,

został pochowany z honorami wojskowymi 1 września 2006r na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie.

Major Romanowski również był żołnierzem Powstania Warszawskiego. Zarówno Pani Anders jak i major Romanowski już zmarli. Córka państwa Anders ponownie wyszła za mąż, obecnie nosi nazwisko Nowakowska, mieszka w Kanadzie. Mieszkał w Kanadzie również syn generała – został zastrzelony na ulicy.

To tylko jeden z wielu epizodów z życia ludzi tamtego okresu, ludzi którzy nie pytali za ile, robili to dla Polski.

Dalekie wspomnienia

Zacznę od 1939, kiedy moja pamięć nie była w stanie zanotować wydarzeń, więc z konieczności oprę się na tym co opowiedzieli mnie o tych dniach inni, wtedy dorośli.

W październiku 1939r ojciec został zmobilizowany, zostaliśmy sami – matka, starsza siostra i ja.

Mieszkaliśmy wtedy w Łomży, 17 września 1939r po napaści ZSRR na Polskę, matka zabrała nas i uciekła do strefy okupowanej przez Niemców. Cała nasza rodzina znała Rosjan aż nadto dobrze, żeby czekać na spotkanie z nimi. Woleliśmy Niemców i jak się okazało całkiem słusznie.

Bo pierwszym transportem wysłano by nas do ZSRR, ojciec pracował w instytucji której pracownicy wg. Rosjan nie zasługiwali na inne miejsce zamieszkania. Ponadto życiorys ojca też sowietom nie był po myśli (wojna 1920r).

Zamieszkaliśmy w Warszawie na ul. Długiej 5. W Warszawie mieliśmy rodzinę, więc było to wielkim ułatwieniem.

Ojciec po przedarciu się na Węgry został internowany w obozie w Jolszwie (nie jestem pewny, czy piszę nazwę poprawnie), następnie został przewieziony do Austrii, potem znowu gdzieś byli przewożeni. I wtedy wraz z kolegą uciekli z transportu. Ojciec odnalazł nas w Warszawie.

Teraz na tyle dorosłem, że zacząłem notować w pamięci różne wydarzenia.

Chyba pierwsze które mi utkwiło w pamięci to kiełkujący w doniczce groszek, groszek o pięknym kolorze liści, takim pastelowym, wiosennym, piął się do góry na oknie, pulsujący życiem.

Groszek zasiany specjalnie dla mnie, był mój.

Częste były też odwiedziny krewniaków, młodych pełnych życia i roześmianych, nie wiedziałem wtedy, że to nie były ot takie zwykłe rodzinne odwiedziny – przychodzili po broń i ją zdawali, ojciec trzymał ją w pracy (prokuratura), tam była pewna. Byli to żołnierze AK i NSZ.

Jeszcze zabawki jakie miałem, był to ołówek gruby, wydrążony w środku, były tam

malutkie okrągle cukierki – oczywiście do czasu. Dzisiaj dzieci obsypane zabawkami, pewnie nie byłyby w stanie wyobrazić sobie takiej sytuacji.

Pamiętam kwiecień 1943 i wlatujące do naszego okna zwęglone pierze i papiery z bombardowanego i palonego getta, gwizd nurkujących niemieckich samolotów, odgłos wybuchających bomb, zmartwione i współczujące wypowiedzi rodziców i odwiedzających nas gości.

Jednak dla dziecka które nie znało innego życia, to wszystko było normalne, normalne potem było też to co nastąpiło po 1 sierpnia 1944r.

Na dwa dni przed godziną W przenieśliśmy się do ciotki na ul. Natolińską, Ojciec, w stopniu starszego sierżanta, wiedział co będzie w najbliższych dniach, musiał być wtedy w wyznaczonym miejscu (batalion Golski) i uznał, że lepiej będzie jeśli będziemy razem, do końca Powstania nam się to udało.

Z Natolińskiej ze względu na nacierających Niemców i pożar trzeba było przenieść się na Marszałkowską, wiązało się to z przebiegnięciem pomiędzy dwoma barykadami położonymi blisko siebie, zza jednej z nich Niemcy strzelali z karabinu maszynowego do biegnących.

Po drugiej stronie ulicy leżeli zabici i ranni, mimo to trzeba było się zdecydować na taki bieg.

Jeden z mężczyzn czających się do skoku, zaproponował mamie, żeby wzięła mnie od strony karabinu maszynowego, wtedy może ujdzie z życiem. Nie muszę pisać, że mama nie skorzystała

z tej propozycji, piszę to żeby wskazać jak różni są ludzie.

Udało się, wszyscy przebiegliśmy bez szwanku. Najgorszy był widok kobiety w wieku około 40 – 50 lat siedzącej pod ścianą, miała postrzelane nogi jak sitko, były już opuchnięte, siedziała bez słowa skargi.

Potem już tylko przemieszczaliśmy wzdłuż ul. Marszałkowskiej, mieszkaliśmy a to na belach papieru w drukarni, a to w piwnicach, ostatni raz w mieszkaniu po jakimś rzemieślniku – było pełno zwojów skóry.

Miałem okazję widzieć jak różne było zachowanie ludzi, od mojej starszej siostry która chodziła po wodę i stała w długich kolejkach pomimo ostrzału, poprzez siostrę cioteczną która ze strachu nie wyściubiła nosa z piwnicy, po stare kobiety które na stałe zamieszkały w piwnicach bez przerwy się modląc. Byli cywile pomagający żołnierzom Powstania – budowali barykady, dzielili się resztkami żywności i tacy co utrudniali i zło życzyli im.

A jeść nie było co, jeśli udało się dostać nieco kaszy jęczmiennej z robakami to było święto, i nikt tych robaków nie usuwał, to było pożywne białko. Jeszcze trafiał się spalony cukier.

Mój krewniak, żołnierz o gołębim sercu został ranny, potem stojąc w szpitalnym oknie został zastrzelony. Jego brat miał inne usposobienie, opowiadał, że musiał strzelać do Niemca podkładającego ogień pod budynkiem, strzelał w brzuch celem odstraszenia następnych chętnych.

Nie opowiadał tego radośnie, ani też nie spluwał, traktował to jako smutną konieczność. On przeżył.

Był też taki cywil co miał za nic zdrowy rozsądek, wychodził podczas ostrzału „ryczących krów”'

oczywiście zginął, czy musiał?

Wiadomo wody brakowało, z higieną było całkiem źle, jednak ludzie z tym jakoś walczyli. Niestety nie wszyscy, byłem świadkiem jak „straszni” żołnierze AK kazali się kobiecie rozebrać i włożyć dostarczone jej ubranie. Zdjęte z niej ubranie ruszało się od wszy które tam miały się świetnie,

wyniesiono je na dziedziniec i spalono. Pewnie długie lata opowiadała jacy straszni byli powstańcy.

Wujek z NSZ walczył na starówce wraz z narzeczoną, oboje przeżyli. Potem wojsko na zachodzie, wyrok KS od naszych władz, zmiana nazwiska, ukrywanie się w Monachium. Był trzykrotnie odznaczony krzyżem Virtuti Militari. Do Polski przyjechał dopiero po 1990r, co roku był na obchodach rocznicy Powstania, zmarł w 2006r pochowany z honorami wojskowymi na Powązkach w kwaterze NSZ.

Nastąpiła kapitulacja, wychodziliśmy wielotysięczną kolumną w całkowitym milczeniu, Niemcy stali też w milczeniu. Potem transport koleją, ucieczka i zamieszkanie w wiosce pod Częstochową, Bułesznie.

Straciliśmy wszystko, raz w Łomży, pozostawiając dom i cały dobytek, potem w Warszawie.

Po wojnie nie było do czego wracać.

Jednak nigdy nikt nie narzekał na dowództwo, zawsze zdawaliśmy sobie sprawę, że Powstanie musiało wybuchnąć, że ta przegrana, na dalszą metę jest wygraną Polski.

Piszę to ze względu na niektóre tematy na salonie, szczególnie „tramwajowe”.

To ja z rodzicami i starszą siostrą w Warszawie ul. Długa, rok 1943





Musiało wybuchnąć?

Czy Powstanie musiało wybuchnąć?


Jak wygląda sytuacja na froncie? Od wschodu nadciągała Czerwona Armia, co noc nadlatywały nad Warszawę sowieckie samoloty rozpoznawcze i bombowce, ostrzeliwały i bombardowały wojska niemieckie.

Niemcy zaczęli się przygotowywać do obrony miasta, gubernator Fischer podpisał odezwę w której stwierdził, że Warszawa będzie broniona. W dzienniku 9 armii niemieckiej zapisano pod datą 27.07.44: „Nieprzyjaciel zdobywa teren na drogach prowadzących na północo-zachód; Garwolin pada. Istnieje poważne niebezpieczeństwo dla przyczółka Warszawa. Sztab 9 armii czyni wszelkie wysiłki, aby powstrzymać nieprzyjaciela przez natychmiastowe wprowadzenie do walki nadchodzących nowych sił. Zagrożone są tyły 2 armii, choć części 3 dywizji pancernej „Totenkopf” są w Kałuszynie. 9 armia stara się nawiązać tam łączność.”

Gubernator Fischer wzywa do stawienia się w dn. 28.07.44 o godzinie 8 rano w wyznaczonych punktach 100 000 mężczyzn w wieku od 17 do 65 lat celem kopania rowów strzeleckich.

W dn 28.07.44 kilkaset niemieckich samochodów podjechało na wyznaczone punkty zbiórek,

zamiast 100 000 stawiło się kilkaset osób, samochody odjechały puste.

Można się było spodziewać represji za tak jawne nie wykonanie rozkazu gubernatora.

29.07.44 pancerna szpica sowiecka dociera na Targówek, wdziera się w głąb sił niemieckich.

Saperzy niemieccy minują mosty, zwiększa się ilość patroli niemieckich, nad Warszawą toczą się walki pomiędzy samolotami radzieckimi i niemieckimi.

W dzienniku 9 armii zapisano 30 lipca: Sytuacja nad Warszawą staje się groźna. Nieprzyjaciel zajął Wiązownię (7 km na płn.-wschód Otwock). 73 dywizja piechoty stara się utrzymać na nakazanej linii Otwock – Mińsk Mazowiecki. Dalej na północ nieprzyjaciel dotarł do Wołomina. Praga stoi otworem i prawie bezbronna.”

Tego dnia radiostacja im. Tadeusza Kościuszki czterokrotnie w godzinach; 15.00, 20.55, 21.55, i 23.00 nadaje:

„Warszawa drży w posadach od ryku dział. Wojska radzieckie nacierają gwałtownie i zbliżają się do Pragi. Nadchodzą, aby przynieść nam wolność. Niemcy wyparci z Pragi będą usiłowali bronić się w Warszawie. Zechcą zniszczyć wszystko. W Białymstoku burzyli wszystko przez sześć dni.

Wymordowali tysiące naszych braci. Uczyńmy, co tylko w naszej mocy, by nie zdołali powtórzyć tego samego w Warszawie.

Ludu Warszawy! Do broni! Niech cała ludność stanie murem wokół Krajowej Rady Narodowej, wokół warszawskiej Armii Podziemnej.

Uderzcie na Niemców! Udaremnijcie ich plany zburzenia budowli publicznych. Pomóżcie Czerwonej Armii w przeprawie przez Wisłę, przysyłajcie wiadomości, pokazujcie drogi.

Milion ludności Warszawy niech stanie się milionem żołnierzy, którzy wypędzą niemieckich najeźdźców i zdobędą wolność.”

Te słowa pasowały do nastrojów ludności Warszawy, więc Powstanie Warszawskie było nieuniknione.

Gdyby nie było Powstania, Warszawę czekał los Wrocławia, ile zginęłoby mieszkańców?

Po wkroczeniu Czerwonej Armii żołnierze AK, NSZ trafiliby za Ural, część byłaby rozstrzelana na miejscu. Tak przynajmniej uratowali się na zachodzie.

Więc wielka szkoda, że są na salonie osoby które z głupoty lub złej woli fałszują historię.

Powstanie Warszawskie

63 dni, 64 lata.

Zbliża się 1 sierpnia, minie w tym dniu 63 lata od wybuchu Powstania Warszawskiego trwającego 63 dni, to ponad dwa pokolenia.

Jednak do dziś jest wiele spraw niewyjaśnionych, kłamliwie podanych, a sprawa czy Powstanie musiało wybuchnąć i jakie przyniosło skutki, jest dalej różnie interpretowana.

Faktem jest, że ponieśliśmy olbrzymie ofiary, około 200 tysięcy poległych, wielka ilość rannych, zniszczone miasto. Ale czy wiadome jest jakie by były ofiary gdyby miasto czekało biernie na wejście Czerwonej Armii?

Armii która wchodząc do Polski zachowywała się tak jak to opisuje w wierszu pewien rosyjski autor, oficer służący pod Rokossowskim:

Zdobywcy Europy – jak rój os

Mrowi się Rosjan tłum ze wszystkich stron.

Wino, świece, odkurzacze,

Suknie, ramy obrazów i fajki,

Broszki i bluzki, wisiorki i sprzączki,

Maszyny do pisania (nierosyjskie),

Pęta kiełbasy i gomółki sera....

Po chwili krzyk jakiejś dziewczyny,

Słychać go gdzieś tam spoza muru,

„Nie jestem Niemką, ja nie jestem Niemką.

Nie! Przecież jestem Polką. Polką jestem!”

Łapiąc wszystko co im wpadnie w rękę,

Wiedzeni jedną myślą chłopaki

Do rzeczy się biorą i które serce

Oprzeć im się zdoła?

Czy Niemcy nie staraliby się zrobić z Warszawy punktu oporu, ile wtedy by było ofiar i w jakim stopniu miasto by zostało zniszczone? Pewnie by było bardzo podobnie, Rosjanie znacznie szybciej byliby w Berlinie i kto wie czy nie dotarliby do Renu.

Skutki byłyby odczuwalne do dzisiaj, wątpię czy przemiany dokonane po 1989 r miałyby miejsce.

Ta część inteligencji która po Powstaniu znalazła się na zachodzie i tak zaludniłaby Syberię, więc lepiej, że zostali na zachodzie, byli nadzieją dla Polaków w Kraju.

Również wielu żołnierzy AK i NSZ znalazło azyl poza granicami Polski. Ci co zostali w Polsce, albo zostali wywiezieni w głąb Rosji, albo musieli się ukrywać w Kraju przed NKWD i UB, wielu z nich zginęło podczas przesłuchań i z wyroków sądów ZSRR i PRL.

Przez wiele lat PRLu Polacy, tak Powstanie Warszawskie, jak i Monte Cassino uważali za wzór,

na tym wzorze budowany był nasz patriotyzm, pozwalał wierzyć w czas kiedy doczekamy niepodległości. Uważam, że nie byłoby ani Solidarności, ani przemian 1989r bez ofiar poniesionych w Powstaniu Warszawskim.

Więc niech nikt nie mówi, że Powstanie to była zła decyzja

Najciekawsze w tym jest to, że Powstanie było dławione rosyjskimi rękami pod niemieckim dowództwem. Przodowali w tym: brygada szturmowa SS RONA pod dowództwem SS-Brigadefuhrera Kamińskiego (matka Niemka, ojciec Polak, czuł się Rosjaninem).

RONA - „Russkaja Oswoboditielnaja Narodnaja Armia”, składała się z młodych Rosjan.

Pułk Dirlewangera składał się z 5% - oficerowie nie karani

50% - przestępcy niemieccy

45% - Volksdeutsche i dezerterzy innych armii -

wśród nich Rosjanie, Azerowie, Tatarzy.

RONA mordowała i gwałciła podczas Powstania Warszawskiego, z drugiej strony Wisły stała Czerwona Armia i czekała na wymordowanie Polaków.

Może to nic dziwnego, że nie pomogli powstańcom? Jak to tak strzelać do swoich pobratymców?

Z drugiej strony straty RONA wyniosły 315%! Więc i tak zdrajcy z CA zostali zlikwidowani naszymi rękami.

Dziwnym jest również to, że ciągle się mówi, że to Ukraińcy mordowali Polaków, a ich tam prawie nie było.

Ukraińcy dlaczego nie buntujecie się przeciw takiemu pomówieniu, przecież to jest fałszywa zadra między naszymi narodami. Komu może na tym zależeć?

Czy teraz po latach PRLu i III RP stać by nas było na taki heroizm? Na takie ofiary, na tyle cierpień, na 63 dni głodu, brudu, strachu, bólu, śmierci? Czym różnią się nasze pokolenia, czy tylko tym, że żyjemy w innej epoce cywilizacyjnej? Może przede wszystkim pojęciem patriotyzmu i chęcią (lub może raczej niechęcią) ponoszenia ofiar dla ojczyzny?

Jedno jest pewne, winniśmy żołnierzom, ludności cywilnej Warszawy, tym co zginęli i tym co przeżyli Powstanie Warszawskie wdzięczność i szacunek.

NSZ

Rozpocznę tego bloga przypomnieniem moich poprzednich wpisów na innych blogach.

Program polityczno – wojskowy NSZ był skoncentrowany na przygotowaniu do powstania powszechnego. Dlatego NSZ prowadziło szkolenie wojskowe w konspiracyjnych szkołach podchorążych i szkołach oficerskich, pion wyszkolenia opracowywał i drukował materiały szkoleniowe takie jak: mapy, schematy, podręczniki, instrukcje. Inspektorat Ziem Zachodnich opracował i wydał drukiem „Podręcznik dowódcy plutonu strzeleckiego” prawie 400 stron w twardej oprawie z rozdziałami zawierającymi instrukcje walk w mieście. Powołano Centrum Wyszkolenia Szkoły Podchorążych Piechoty – około 900 osób. Do wybuchu powstania szkolenie zakończyło około 500 osób uzyskując stopień podchorążego w różnych specjalizacjach..

Przed Powstaniem Warszawskim były dwa odłamy NSZ, część scalona z AK – komendant ppłk Albin W. Rak „Lesiński” i część samodzielna – komendant Gen. Tadeusz Jastrzębski „Powała”. W Warszawie miały one swoje komendy okręgu: NSZ-AK dowodził płk. S. Kiszewski „Topor”

NSZ-ZJ pod dowództwem mjra M. Biernackiego „Kozłowskiego”.

Od początku Powstania wszystkie oddziały NSZ podporządkowały się komendzie płka S. Kiszewskiego „Topora”. Tym samym weszły w skład AK.

Największy oddział NSZ walczący w Powstaniu to Brygada Dyspozycyjno – Zmotoryzowana „Koło” - Grupa „Koło”była podporządkowana dowództwu obrony Starego Miasta.

„Koło” składało się z: I Pułk Rozpoznania w składzie 3 Dyonów, dyon art. Młot, Komp. Saperów,

Baon Legii Akademickiej, Plut. Łączności, Plut. Żandarmerii, Sanitariat, Grupa techniczna – rusznikarnia, wytwórnia butelek samozapalnych.

Oddziały uzbrojone brały udział w walkach na redutach: Ratusza, Banku Polskiego, ul. Świętojańskiej, Piwnej, Miodowej i PWPW. Oddziały nie uzbrojone wykonywały prace saperskie, transportowe, gaszenie pożarów, odgruzowywanie zasypanych.

Grupa Techniczna dostarczała butelki samozapalne.

Po wycofaniu ze Starówki Grupa „Koło” (zgrupowanie mjra Sosny) walczyła w Śródmieściu.

Na Starówce Grupa „Koło” miała około 60% strat.

Straty zgrupowania to: zabitych żołnierzy i oficerów 222, ponad 400 rannych.

Zgrupowanie „Chrobry II” dowódca mjr Leon Nowakowski „Lig”, posiadało broń ze składów

NSZ znajdujących się przy ul. Twardej 40.

Podczas powstania zgrupowanie opanowało rejon między torem kolejowym, Towarową i Grzybowską , Pocztę Dworcową, Dom Kolejowy, Izbę Skarbową, WIG- Starostwo i do upadku powstania utrzymało ten stan posiadania.

Słowa dowódcy Powstania Warszawskiego, generała Antoniego Chruściela „Monter”:

Co tu gadać, jedynie Chrobry II nie oddał Niemcom przez cały czas trwania akcji ani pędzi terenu”

Okupione to było olbrzymimi stratami.

Były jeszcze inne jednostki: Pułk im. Gen. W. Sikorskiego i Pułk im. Gen. J.H. Dąbrowskiego,

ponadto liczne pojedyncze drużyny i plutony w ramach zgrupowań AK.

Oddziały NSZ walczące w Warszawie wydawały własną prasę: „Wielką Polskę”, „Szaniec”,

„Głos Starego Miasta”, „Naród Walczy”.

Dowództwo NSZ było przeciwne wybuchowi Powstania Warszawskiego, jednak od pierwszego dnia NSZ włączyło się do walk podporządkowując się dowództwu AK.

Przez zamilczanie prawdy przez całe lata, konieczność ukrywania się żołnierzy NSZ nawet poza granicami Polski (do 1989r !) nie mamy pełnej wiedzy o wkładzie NSZ w walkach o wolną Polskę.

Obecnie to się zmienia, więc jest szansa na poznanie całej historii o NSZ.