Czytam, a tu słoneczko Peru z poświęceniem pieniędzy państwowych uratował chorego kotka, pieniądze były moje i czytających to internetowiczów (z podatków moi mili, z podatków!).
„Dzikiego i wyraźnie chorego kota w Kancelarii Premiera znaleźli współpracownicy Donalda Tuska. „
Najciekawsze, że kotek mieszkał w Kancelarii Premiera i tu rodzi się pytanie, kto do jasnej cholery dopuścił do zdziczenia, zagłodzenia i choroby kotka jak nie lokatorzy Kancelarii Premiera?
Dlaczego zasługę uratowania kota przypisuje się premierowi a nie współpracownikom?
A może wpierw zagłodzono kota i doprowadzono do choroby (mszcząc się w ten sposób na miłośnikach kotów), by potem przysporzyć sobie chwały swoim miłosierdziem?
2 komentarze:
No właśnie - kto dopuścił? Celnie Pan to zauważył
Pozdrawiam
No i jakoś o tym, nigdzie nie mówią. A o psie Sabie, to pamiętam, jak to głośno było, że się kręci po sejmowych kuluarach.
Ja już sobie wyobrażam, co by było, jakby to wydarzyło się w kancelarii premiera za Kaczyńskiego, a pewnie to: Źli kaczyści znęcają się nad zwierzętami!
pozdrawiam
Prześlij komentarz