wtorek, 5 sierpnia 2008

Tuskoty



Czytam, a tu słoneczko Peru z poświęceniem pieniędzy państwowych uratował chorego kotka, pieniądze były moje i czytających to internetowiczów (z podatków moi mili, z podatków!).


Dzikiego i wyraźnie chorego kota w Kancelarii Premiera znaleźli współpracownicy Donalda Tuska.


Najciekawsze, że kotek mieszkał w Kancelarii Premiera i tu rodzi się pytanie, kto do jasnej cholery dopuścił do zdziczenia, zagłodzenia i choroby kotka jak nie lokatorzy Kancelarii Premiera?


Dlaczego zasługę uratowania kota przypisuje się premierowi a nie współpracownikom?


A może wpierw zagłodzono kota i doprowadzono do choroby (mszcząc się w ten sposób na miłośnikach kotów), by potem przysporzyć sobie chwały swoim miłosierdziem?

2 komentarze:

triarius pisze...

No właśnie - kto dopuścił? Celnie Pan to zauważył

Pozdrawiam

Kirker pisze...

No i jakoś o tym, nigdzie nie mówią. A o psie Sabie, to pamiętam, jak to głośno było, że się kręci po sejmowych kuluarach.

Ja już sobie wyobrażam, co by było, jakby to wydarzyło się w kancelarii premiera za Kaczyńskiego, a pewnie to: Źli kaczyści znęcają się nad zwierzętami!

pozdrawiam